Autobus Jelcz-Ogórek na Pl.Wolności, Zamość, 1969r. 
Fot.Jerzego Filcka, z negatywów przekazanych do Archiwum Państwowego
Autobus Jelcz-Ogórek na Pl.Wolności, Zamość, 1969r. Fot.Jerzego Filcka, z negatywów przekazanych do Archiwum Państwowego
Czarek Meszyński Czarek Meszyński
826
BLOG

Siermiężne lata 60.

Czarek Meszyński Czarek Meszyński Rozmaitości Obserwuj notkę 11

 

Byłem wtedy dzieckiem, na świat patrzyłem oczami kilkulatka. Gdy teraz sięgnę pamięcią do tamtych lat, to otwiera mi się obraz smutnych ludzi, szarych ulic, i potwornie długich przemówień Gomułki i Cyrankiewicza. Ludzie co prawda przestali nagle ''znikać'', ale pamięć o krwawych latach 50. jeszcze się nie zabliźniła.

W telewizji można było obejrzeć nudne filmy o Leninie, dobranocki: Gąska Balbinka, Jacek i Agatka. Prawdziwą sensacją był serial telewizyjny Stawka większa niż życie, każdy odcinek oglądałem dwa razy. Czterej pancerni i pies też wzbudzał pozytywne emocje. Każdy chciał mieć psa Szarika i być jak Janek Kos. Do ulubionych seriali należał również Zorro. W podwórkowych zabawach chłopcy naśladowali Zorro i nikt nie chciał być Garcią.

W tym czasie większość polskich rodzin biedowała. Podstawą wyżywienia były zupy: kartoflanka, jarzynowa czy krupnik gotowany na kościach. Rosół podawało się zazwyczaj w niedzielę. Leniwe, śląskie i kopytka uzupełniały nasze menu. Sąsiad, mężczyzna o dość drobnej posturze miał uszytą przez teściową obszerną jesionkę, w której wyglądał na dużego faceta. Tajemnica jesionki wyjaśniła się po lata, były w niej wszyte olbrzymie wewnętrzne kieszenie służące do wynoszenia schabu, łopatki i szynki. Pracując w w gastronomi mógł ''przy okazji'' wyżywić swą liczną rodzinę.

Komisy to były wówczas sklepy z artykułami pochodzącymi z prywatnego importu. Było tam trochę blichtru i koloru, odrobinę zachodu i luksusu. Płaszcze ortalionowe i koszule non iron to ówczesne atrybuty elegancji. Spodnie Odra z polskiego teksasu były dla mnie powodem nie tylko do dumy ale i zadumy. Zastanawiałem się jak to się dzieje, że moje teksasy się nie wycierają.

Udając się na niedzielny spacer do Łazienek, w Alei Wyzwolenia mogłem podziwiać amerykańskie krążowniki, a szczególnie Chevrolety dziwiąc się jednocześnie, że moich rodziców nie stać na taki wóz. Do mojego rytuału należało zaglądanie do wnętrza każdego samochodu i sprawdzanie ile ma na liczniku. Wtedy też poznałem różnicę pomiędzy milami a kilometrami.

Z tamtego okresu zapamiętałem, że na stacji CPN i w toalecie publicznej musi brzydko pachnieć. Charakterystyczny też zapach unosił się zimą w autobusach, trolejbusach i tramwajach. Był to zapach naftaliny. Jesionki na podwójnej watolinie, futra, kożuchy i pelisy woniały naftaliną na odległość.

Na ulicach warszawskich można było zobaczyć Murzynów i Hindusów - studentów Politechniki, a na placach zabaw dzieci o ciemnej karnacji, to był efekt uboczny V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów, który odbył się w Warszawie w 1955 roku. Zamożna młodzież lansowała się na skuterach.

Syfony należały do dobrego tonu; poczęstować kogoś w domu wodą sodową to był szczyt elegancji. Na ulicach latem królowały saturatory. Muzyki słuchało się z lampowego odbiornika radiowego z adapterem (nie używało się wtedy terminu gramofon), z płyt lub z pocztówek dźwiękowych.

Podwieczorek przy mikrofonie, Matysiakowie czy w Jezioranach były to kultowe audycje tamtych lat. Matysiaków słuchało nawet 12 milionów Polaków. Przy radioodbiornikach gromadziły się także tłumy podczas transmisji meczów piłki nożnej oraz Wyścigu Pokoju. To była taka specyfika tych lat, mecze piłki nożnej – chyba, że na stadionach – nie oglądało tylko się słuchało. W domach pojawiły się pierwsze pralki Frania z wyżymaczką zastępujące pospolitą tarę i balię.

W niedzielne przedpołudnie szedłem z ojcem na filmowy poranek do kina Klub, a do dziś pamiętam obejrzany pod koniec lat sześćdziesiątych film Faraon w kinie Polonia. Niestety obydwa kina już nie istnieją. W tym czasie miałem dwa marzenia, by moi rodzice kupili sobie Fiata 500, a dla mnie mnóstwo bananów.

To był świat oglądany oczami kilkulatka, to był mój świat, który utrwalił się w mojej pamięci. A czy ten obraz był obiektywny? Wszystko zależało od pozycji rodziców; inaczej patrzył na świat A .Michnik ze 100 metrowego mieszkania swoich rodziców w Alei Przyjaciół, a inaczej chłopiec z komunałki. Punkt siedzenia kształtował punkt widzenia, innymi słowy byt kształtował światopogląd – były to niewątpliwie takie światy równoległe.

J. Iwaszkiewicz w swych Dziennikach pod datą 7 lipca 1964 roku tak pisał o życiu w Polsce:

''Bieda, chłód, ohydne jedzenie, nędza szpitali, sądów, instytucji – i ten potworny wysiłek ludzi, którzy tak się straszliwie męczą. Po co? Jaki świat narodzi się z tych mąk?''

Pisarz skończył wtedy 70 lat, pisząc powyższe słowa doskonale wiedział co pisze, patrzył bowiem na świat oczami dojrzałego, doświadczonego mężczyzny.

W filmie A. Wajdy Niewinni Czarodzieje z roku 1960, główny bohater Bazyli na pytanie:

A co ciebie obchodzi?

odpowiada:

                    wygodne buty,

                                            dobre papierosy,

                                                                        dobre skarpetki.

Wiele osób w tym czasie oczekiwało od życia tylko takich prozaicznych rzeczy.

Nad codziennością ciążyło jeszcze odium minionej wojny. Wybuch konfliktu na Bliskim Wschodzie w 1967 r. przygnębił wszystkich. Pamiętam jak w tym dniu długo czekałem na ojca aż wróci z pracy. Zamiast wspólnej zabawy, ojciec rzekł mi tylko, że wybuchła wojna i pogrążył się w lekturze gazety, był smutny i zamyślony. Nikt nie przypuszczał, że będzie to Wojna Sześciodniowa. Obawiano się kolejnego światowego konfliktu.

W następnym roku w sierpniu nastąpiła zbrojna interwencja na Czechosłowację. Byłem jeszcze na wakacjach, jak nagle mama przyjechała by mnie zabrać do Warszawy, a w mieszkaniu ojciec jako rezerwista był już zmobilizowany, plecak, kamasze, mundur, menażka i automat. Ten automat to był taki nomen omen mały promyk radości, mogłem pobawić się przez chwilę w Klossa albo w Czterech pancernych. Wszyscy jednak byliśmy bardzo przygnębieni, ojciec szedł na wojnę...

Zawsze gdy usłyszę piosenkę z czołówki serialu wykonywanego przez Edmunda Fetting:

Deszcze niespokojne
potargały sad,
a my na tej wojnie
ładnych parę lat.
Do domu wrócimy,
w piecu napalimy,
nakarmimy psa.
Przed nocą zdążymy,
tylko zwyciężymy,
a to ważna gra!

(...)

przed oczyma moimi stają lata 60, moje lata 60.

przedsiębiorca, prosument, pasjonat przyrody, miłośnik malarstwa, fan wolnego oprogramowania, bibliofil, czasem piszę wspomnienia, a czasem wypowiadam się na temat ekonomii Rawicz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości